Is Content still a King? Od precli, przez artykuły wysokiej jakości, do treści AI

Czas leci wyjątkowo szybko. W 2021 r. minęła 10 rocznica wprowadzenia Pandy – zmiana algorytmu, która w ostatniej dekadzie wprowadziła sporo zamieszania. I to nie tylko w pozycjach, ale w samym podejściu do tematu tworzenia treści w branży SEO.

Można śmiało powiedzieć, że słynna „Panda” wstrząsnęła wtedy światem SEO. Spowodowała, że oczy pozycjonerów i specjalistów ds. marketingu zwróciły się w stronę treści publikowanych w sieci. Jeszcze do 2011 r. SEO-wcy mogli pójść na łatwiznę i minimalizować koszty opracowania treści przez wybór najtańszej opcji. W tamtych czasach były to tzw. presell pages. Ich jakość była na tyle niska, że treści te mogły być zlecone pierwszemu lepszemu copywriterowi, jednak zazwyczaj nie niosły one żartej wartości merytorycznej dla przeciętnego czytelnika, nie mówiąc już o licznych błędach, które wkradały się do tego typu tekstów. Tych było jeszcze więcej w tekstach tworzonych przez generatory i wielokrotnie zdania te nie miały większego sensu.

Zatrzymajmy się na moment przy temacie wprowadzania aktualizacji algorytmu Google w czasach Pingwina, Pandy i innych zwierząt z naszego branżowego ZOO. Z jednej strony SERP-y po takich update’ach wyglądały często jak po przejściu huraganu. Pozycje spadały nawet o kilka dziesiątek, a na domiar złego w podobnym okresie wprowadzono ręczne kary. Z drugiej strony, analiza przyczyn spadków pozycji była wtedy ułatwiona w porównaniu do tego, jak jest teraz, ponieważ szybkie zerknięcie na wykresy pozycji szybko wskazywały na powiązanie ich zmian z konkretną aktualizacją. Wystarczyło w narzędziu do monitorowania pozycji włączyć wyświetlanie adnotacji na temat update’ów w Google, aby przekonać się, czy spadki wystąpiły po Pandzie, Pingwinie, czy innym SEO zwierzaku. Przykładem takiego narzędzia jest SeoStation.pl, które nadal zapisuje i wyświetla na wykresach informacje o najważniejszych aktualizacjach. Serwis ten wydał nawet darmowego e-booka “Filtry Google od A do Z”, który zawierał niejako instrukcje na temat tego, jak analizować przyczyny spadków, a dodatkowo opisywał elementy, na których skupiały się najpopularniejsze wtedy aktualizacje. Materiał ze wspomnianego e-booka należy traktować jako archiwalny, ponieważ aktualnie dominują tzw. Google Core Update, czyli całościowe aktualizacje algorytmu. Mimo wszystko warto się z nim zapoznać, aby bliżej poznać historię SEO z ostatniej dekady.

Źródło: wykres porównawczy — monitor pozycji SeoStation.pl

Obecnie oryginalne treści, niosące konkretną wartość dla użytkowników, stały się jednym z warunków, które Google postawiło przed osobami zarządzającymi witrynami internetowymi. Copywriting w czasach post-Panda musiał zatem wiązać się z coraz to wyższym budżetem przeznaczonym na tworzenie treści. Nie tylko musiały to być treści odpowiednio wysokiej jakości, ale także musiały one by unikalne. Wymogi te były stawiane zarówno przez Google, jak i przez wydawców, którzy nie chcieli, aby widoczność ich stron ucierpiała tylko ze względu na publikację duplikatów.

W rezultacie zarówno SEO-wcy, jak i marketingowcy, zostali zmuszeni do skierowania szczególnej uwagi w stronę materiałów prezentowanych w sieci. O ile w tamtych czasach przedmiotem zainteresowań specjalistów ds. promocji był „copywriting” lub „web copywriting”, o tyle w ostatnich latach warto mówić raczej o „SEO copywritingu”. Ten ostatni model zakłada tworzenie jakościowych treści, które poza przydatnością dla czytelników będą również użyteczne pod kątem pozycjonowania.

Aktualnie jesteśmy w trakcie (r)ewolucji. Do akcji znowu wkracza automatyzacja, tyle że tym razem realizowana na znacznie wyższym poziomie… przynajmniej w niektórych przypadkach. Chodzi mianowicie o generatory treści AI, które wykorzystują sztuczną inteligencję. Widzieliśmy już zdjęcia ludzi wygenerowane przez sztuczną inteligencję, czytaliśmy też przykłady anglojęzycznych artykułów, z których tylko część została napisana przez człowieka. Problem w tym, że ciężko było wskazać, które dokładnie. Dla branży SEO wydaje się to być przełomowym rozwiązaniem, które przyspieszy i mocno ułatwi proces powstawania nowych treści. Pytanie — na ile powszechne stanie się korzystanie z tego rozwiązania i jak poradzi z tym sobie samo Google? Pozostaje czekać i obserwować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *